walka z rutynizacją starości w sensie dosłownym (umarlaki, zatem starszym już być nie można), względnie przeżywaniem życia na autopilocie w sensie metaforycznym..
obejrzałem po raz pierwszy i jestem zachwycony sceną porannego wyjścia bohatera z domu, po zakupy i z powrotem, tuż po nocy pierwszego ataku zombie. koleś lezie, ale nic nie widzi, tylko w tle jakieś sugestie - tu porzucone wózki sklepowe, tam samochody z powybijanymi szybami, wreszcie leżą ciała - a ten lezie, lezie i nic. włazi do sklepu, bierze picie, kładzie drobne na ladzie, prawie by się poślizgnął na kałuży krwi i tak dalej, ale dalej nic nie widzi. trwa to ze dwie minuty, wszystko z jednego ujęcia, od wyjścia z domu do sklepu i z powrotem do domu. w żadnym innym filmie o zombie nie widziałem podobnej sceny, a trochę uderza w samo sedno przeżywania życia na autopilocie, nie pozostawiając najmniejszych wątpliwości, kto tutaj jest prawdziwym zombie - za dużo przesypiamy..