Nic mnie tak nie ucieszyło w tym filmie jak kawałek "Happy Hour", The Housemartins pod koniec owego dzieła. Dla miłośników angielskiego humoru, duetu Pegg/Wright oraz poszukiwaczy głębi drugiego dna. Dla mnie ziew z bekiem po pincie Lagera w tle.
Ja jestem milosnikiem angielskiego humoru i uwielbiam Pegga, ale film mnie raczej znudzil.