Dzieł sztuki nie powinno sie recenzować, ale kontemplować, stąd wszelki komentarz uważam za zbędny.
Paradżanow jest prawdziwy, a za prawdę zapłacił wysoką cenę izolacji filmowej i życiowej (więzienie). Uważał, że reżyserem człowiek sie rodzi a nie staje, stąd mimo przeciwności na jakie napotykał w ZSRR trwał na własnych pozycjach, ceniąc przeszłość tj. zwyczaje, obrzędy i wiarę przodków. "Cienie..." są dziewiątym filmem Paradżanowa, jednak pierwszym, w którym wystąpiły w pełni ukochane motywy: etnografia, Bóg, miłość i tragedia. Cenię go za tę walkę o prawdę o czasach minionych, za walkę o prawa narodów do pielęgnowania własnej tożsamości. Ukraińcy, Ormianie, Azerowie, Gruzini... dzięki takim jak Paradżanow nie udało się władzy sowieckiej zabić ich narodowych korzeni i pamięci o tych, którzy odeszli.
Piękno w czystej postaci!
Zgadzam się ze wszystkim, oprócz pierwszego zdania - dzieło sztuki jak najbardziej należy recenzować, żeby chociaż dzielić się swoimi wrażeniami albo pokazywać drugie, trzecie i dziesiąte dno - żeby docenić go nie tylko emocjonalnie, ale też intelektualnie.
Swoją drogą, to jak do tej pory jedyny film, po którym spodziewałam się arcydzieła, a dostałam Arcydzieło.